poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wszystko zaczniemy od nowa.

~ Zaczekaj! - złapał mnie za nadgarstek i do siebie przyciągnął. ~ Za kilka dni wylatuję do Kanady, do rodziny i pomyślałem, że mogłabyś polecieć ze mną, chciałem wszystko zacząć od nowa. ~ lekko się uśmiechnął, widać było, że był strasznie zakłopotany.
~ Ale ja nie mam pieniędzy na bilet, na pobyt tam. - podrapałam się po karku. 
~ To nie ma znaczenia, ja wszystko załatwię, tylko powiedz czy chcesz. - słodko się uśmiechnął i odgarnął kosmyk, który co chwila zsuwał mi się na twarz. 
~ Oczywiście, że chcę. ~ Przytuliłam go bardzo mocno po czym zmierzyłam w kierunku domu. Byłam tam po jakiś 15 minutach.
~ Jestem! - krzyknęłam i zaczęłam ściągać buty. 
~ Gdzie byłaś tak długo? ~ zapytał ojciec.
~ Mówiłam, że idę się przejść. ~ przewróciłam oczami. 
~ A z kim to tak łazisz, hm? ~ wziął łyka jakiegoś taniego wina. 
~ Muszę z wami o czymś porozmawiać. ~ przysiadłam na kanapie. 
~ O czym? ~ oboje pojawili się w pomieszczeniu.
~ Luke chce zabrać mnie ze sobą do Kanady, do swojej rodziny. ~ uśmiechnęłam się lekko w obawie na ich reakcję. 
~ Chyba żartujesz sobie, nie mamy pieniędzy na takie dyrdymały. ~ zakpił.
~ Ale wszystko jest załatwione, wystarczy, że się spakuję. 
~ Wiesz co, rób co chcesz, to Twoje życie. ~ pokręcił głową i poszedł do kuchni.
~ To mogę? ~ zwróciłam się do mamy.
~ Pewnie, że możesz. ~ Przytuliła mnie. 
Pobiegłam na górę, wzięłam telefon do ręki i napisałam sms'a do Luke'a. Wylot był pojutrze, Bóg dał mi szanse na nowe, lepsze życie. 

*Dzień wylotu* 
~ Wszystko masz? ~ zapytał Luke siadając obok mnie na lotnisku, czekaliśmy na odprawę.
~ Raczej tak. ~ uśmiechnęłam się szeroko.
~ Boisz się lotu? ~ zaśmiał się na co ja odpowiedziałam tym samym.
~ Wiesz, pierwszy raz lecę i jakieś tam obawy są. ~ wystawiłam mu język. 
~ Zobaczysz, że będzie dobrze. ~ objął mnie ramieniem.
Kilkanaście minut później siedzieliśmy już w samolocie. Moje obawy co do lotu się nie sprawdziły, przez połowę drogi spałam a reszta zleciała na rozmowach z Luke'm, tak bardzo się cieszyłam, że wszystko zacznę od nowa. Na miejscu przywitała nas ciocia i wujek chłopaka. Przyznam, że bardzo fajni ludzie. Kiedy weszłam do ich domu to zamarłam. Był cudowny, wielki, pełno miejsca, cudownie urządzony i ozdobiony. Po prostu pałac. Pokazali mi pokój, w którym będę mieszkać, od razu się rozpakowałam i zeszłam na kolację, którą przyrządziła Jenny, ciocia Luke'a.
~ A wy jesteście parą? ~ zagaiła. 
~ Nie, nie ~ zaśmiałam się. ~ Luke to mój przyjaciel. ~ uśmiechnęłam się. 
~ Myślałam, że chłopaczyna trafił wreszcie na normalną dziewczynę. ~ zaśmiała się.
~ Dziękuję? ~ uśmiechnęłam się i wzięłam łyka zielonej herbaty. Widać było, że Luke sie zestresował, po chwili jego buzia cała zrobiła się czerwona. 
~ Luke, czemu się zawstydziłeś? Przecież to normalny temat. ~ spojrzał na niego Ben, jego wujek.
~ Taki średni temat do kolacji. ~ spiorunował go wzrokiem. 
~ Co jak co, ale pewnie jesteście zmęczeni podróżą, odpocznijcie a jutro będziemy rozmawiać. ~ kobieta posłała mi ciepły uśmiech i zniknęła z brudnymi naczyniami w kuchni.
~ Racja, ja pójdę już. ~ przytuliłam Luke'a, pożegnałam się z Ben'em i poszłam na górę do "swojego" pokoju. Wstąpiłam do łazienki, umyłam się, ogarnęłam i wleciałam prosto do łóżka. Drzemiąc usłyszałam pukanie. 
~ Tak? ~ zapytałam pół przytomna.
~ Możemy pogadać przez chwilę? ~ wyszeptał głos zza drzwi, wiedziałam, że to Luke.
~ Wchodź. ~ podniosłam się do pozycji pół - siedzącej.
~ Przepraszam za ciocię i wujka. ~ zaczął po czym usiadł na łóżku.
~ Przecież nie masz za co, mogliśmy się spodziewać takich pytań. ~ zaśmiałam się.
~ Ale wiesz, ja im mówiłem, że my tylko się przyjaźnimy, ale nie...oni muszą wtrącić swoje trzy grosze. ~ parsknął śmiechem.
~ Tak czy siak, nic się nie stało i naprawdę nie masz się co denerwować. ~ zachichotałam.
~ Dobra w takim razie znikam, na pewno jesteś zmęczona więc śpij dobrze. ~ pocałował mnie w głowę i wyszedł. Zsunęłam się na dół, wtuliłam w poduszkę i zasnęłam. 
Następnego dnia obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. 
~ Elissa, wstawaj śniadanie. ~ Powiedział Luke słodkim głosikiem po czym zszedł na dół, słyszałam jak skrzypią schody. Opornie wstałam z łóżka, nałożyłam kapcie i powędrowałam do łazienki. Ogarnęłam się co by nie wystraszyć mieszkańców domu, ubrałam i zeszłam na śniadanie. Już od schodów pięknie pachniało.
~ Smacznego. ~ uśmiechnęła się Jenny podając mi talerz z masą naleśników z syropem klonowym. 
~ Dziękuję bardzo. ~ odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam zajadać, po chwili dołączył do nas Luke.
~ Jakie plany na dzisiaj? ~ zapytał Ben unosząc zza gazety wzrok na chłopaka. 
~ Zabieram dzisiaj Elissę do wyjątkowego miejsca. ~ wyszczerzył się ukazując rząd białych zębów. 
~ Do jakiego? ~ spojrzałam na niego upijając sok pomarańczowy.
~ A zobaczysz, niespodzianka. ~ uśmiechnął się po czym zaczął jeść śniadanie. 
Godzinę później razem z Luke'm byliśmy w drodze do tego tajemniczego miejsca o którym mówił. Droga była prosta, przez park a następnie prosto koło sklepów. Po chwili doszliśmy do wielkiego budynku, miał kolor przypalanej cegły, robił wrażenie. 
~ Co tutaj robimy? ~ zapytałam przechodząc przez monstrualne drzwi.
~ Jesteśmy tutaj, by tańczyć. ~ uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę.
~ Ale ja nie umiem tańczyć. ~ zaśmiałam się po czym lekko walnęłam go w ramię.
~ Nauczysz się. ~ włączył muzykę i zaczął tańczyć.
Nigdy nie widziałam, by ktoś poruszał się z gracją i takim wyczuciem, nie wiedziałam że taniec, to jego pasja. Siedziałam na podłodze pod wielkim lustrem i z zaciekawieniem mu się przyglądałam. 
~ Teraz Ty. ~ pociągnął mnie za rękę i pokazywał różne ruchy. ~ Z czasem sama będziesz tańczyć, po prostu usłyszysz muzykę i taniec poleci z serca. ~ uśmiechnął się po czym zaczął mnie obserwować. 
Pewnie wyglądałam jak niezdara poruszając się po parkiecie ale w tamtym momencie nie miało to dla mnie większego znaczenia. Wsłuchałam się w muzykę i dałam swojemu sercu popłynąć. Kiedy skończyłam jego mina była nie do opisania. Patrzył na mnie jakby zobaczył Michaela Jacksona w akcji.
~ Co tak patrzysz? ~ zaśmiałam się.
~ I Ty mi mówisz, że nie umiesz tańczyć? ~ zaczął się śmiać. ~ W tym miejscu o 18 za tydzień jest casting do filmu, mogłabyś przyjść, nauczę Cię tego i owego. ~ wziął łyka wody.
~ No nie wiem czy to dobry pomysł..może lepiej by było jak Ty byś spróbował? 
~ To może razem spróbujemy? ~ uniósł brew.
~ Skoro tak, to idę na to. ~ wyszczerzyłam się i zmęczona zsunęłam się po ścianie na podłogę. 

Po bardzo długim czasie jest, przepraszam, że tak długo, miłego czytania. 

Niiiiight | via Facebook

środa, 20 lutego 2013


Zrobię dla Ciebie wszystko.

Kilka tygodni później.
 
Wybiegłam z domu rzucając list na podłogę. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że dopuściłam do czegoś takiego. Wsiadłam w taksówkę i czym prędzej pojechałam do szpitala w którym przebywała Elissa. Trzymając w dłoniach różaniec modliłam się, żeby lekarze ją odratowali. Dotarłam do szpitala i Podeszłam do recepcjonistki.
~ Przepraszam, gdzie leży Elissa Kingsway? 
~ Nie ma tutaj nikogo o takim imieniu i nazwisku ~ odpowiedziała pielęgniarka lekko się uśmiechając.
~ Ale jak to nie ma? Przecież moja córka została tutaj przywieziona! ~ krzyczałam ze łzami w oczach. W tym momencie zauważyłam doktora i do niego niezwłocznie podbiegłam.

~ Przepraszam, gdzie jest moja córka Elissa? 
~ Pani córka wypisała się na własne życzenie. ~ odpowiedział.
~ Jak to, skoro została dzisiaj przywieziona? ~ nie dowierzałam.
~ Nie, proszę Pani. Pani córka była tutaj 3 tygodnie i nikt jej nie odwiedzał.   
~ Ale, ale to jest niemożliwe. 
~ Proszę popatrzeć na siebie, na to jak Pani wygląda. 

Spojrzałam w dół, wyglądałam jakbym nie myła się i nie przebierała przynajmniej z miesiąc. Wróciłam do domu, a tam na kanapie siedział Louis. 
~ Co się tutaj dzieje? ~ zapytałam.
~ Jak to co? Przez kilka tygodni nie dało się z Tobą pogadać, byłaś jak trup. ~ lamentował. 
~ Przecież Elissa jest w szpitalu...to znaczy, była.
~ No właśnie, była. Niczego nie pamiętasz? ~ zrobił zdziwioną minę.
~ Nie.
Zupełnie nie wiedziałam co się stało. W tym momencie drzwi się uchyliły i weszła Elissa.

Matka na mój widok widocznie się ucieszyła. Ale zastanawiało mnie jedno, dlaczego nikt mnie nie odwiedzał. Mogłam zostać w szpitalu dłużej, ale patrząc na tych wszystkich ludzi, którzy się witają i przytulają bo nie widzieli się długo, po prostu ogarniał mnie smutek.  
~ Gdzieś Ty była? Elisso, nic Ci nie jest?
~ Nic mi nie jest, a Tobie? Nie wyglądasz najlepiej, i gdzie byliście, kiedy was potrzebowałam? Zawiodłam się na was po raz kolejny. Nie można na was polegać, jesteście egoistami. Tak się modliłam, żeby lekarze mnie nie uratowali, bo chciałam skończyć to gówniane życie.
~ Przestaniesz? Chcielibyśmy żyć normalnie, ale nie umiemy. Nawet nie wiesz, jak bardzo zżera mnie poczucie winy, jak bardzo chciałabym, żebyśmy byli normalną rodziną! ~ krzyknęła i się rozpłakała. 
~ Chciałabym, żeby tak było. A teraz wybacz, muszę się przejść. 

Poszłam na ławeczkę, gdzie spotkałam Luke'a usiadłam i spojrzałam w porysowaną szybkę telefonu. Wyglądałam tragicznie, ale w tej chwili nawet to nie miało znaczenia. Czasem tęskniłam z miłością, którą przeżywałam razem z nim, każdego dnia. Ale kiedy zdałam sobie tak naprawdę jakim jest dupkiem, łzy napływały mi same do oczu, bo nikt nigdy, oprócz moich rodziców mnie tak nie zranił. Nagle zauważyłam, że ktoś koło mnie siada. Przywitał się. 
~ Cześć, dawno się nie widzieliśmy ~ powiedział brunet, wszędzie rozpoznam jego głos.
~ No tak jakoś wyszło, miałam problemy ze zdrowiem ~ po części skłamałam.
~ A co tutaj robisz? ~ zapytał uśmiechając się, jego dołeczki były nieziemskie. 
~ Rozmyślam o prawdziwej miłości ~ zaśmiałam się.
~ Wiesz kiedy jest prawdziwa miłość? Wtedy, gdy on zakocha się w Tobie potarganej, z czerwonym nosem i zachrypniętym głosem, a nie gdy będziesz szła po mieście w czerwonej sukience i obejrzy się za Tobą jak inni faceci. Wtedy, gdy nie będzie cenił Cię za to jak wyglądasz, ale za to jaka jesteś i kiedy uświadomi sobie, że dajesz mu więcej emocji niż wyjście z kolegami.
~ Chciałabym przeżyć coś takiego, ale wątpię, że to mnie czeka, bo jak na razie to same przeciwności stają mi na drodze. Tak naprawdę, to słowa nie ranią tak bardzo, dopóki osoba która je wypowiada nie znaczy dla Ciebie wiele. Potem to już jest ciężej. 
~ Kobiety i te ich przemyślenia. ~ zaśmiał się. ~ Kończy się tym, że zepsują ci nawet te najpiękniejsze chwile, które jako jedyne zasługują na to, by je przeżyć w ciszy.
~ Nie ja wybieram sobie osoby, które mnie ranią. Wolę porozmawiać i mieć wszystko jasne, niż gdybać i myśleć o tym całą noc. Byłam dla niego zawsze, mógł na mnie liczyć każdego dnia i każdej nocy, ale nie chciał.
~ Kiedy ktoś nie docenia Twojej obecności, pozwól mu poczuć, jak to jest bez Ciebie. ~ Jego słowa były tak mądre, że docierały do mojego serca bezpośrednio. 
~  Dziękuję Ci Luke, jesteś wspaniałym przyjacielem. ~ przytuliłam go. ~ Ale teraz muszę iść, wstałam i poszłam przed siebie. 


 
 Jest coś nowego, mam nadzieję, że wam się spodoba, po przeczytaniu zapraszam do komentowania. 


Tumblr_mif79xfg181rgawk6o1_400_large

czwartek, 24 stycznia 2013


Kiedyś będzie lepiej.

~ Nie mów tak, proszę. - schowała twarz w dłoniach. 
~ Bo Cie to boli? Nie przestanę tak mówić, do póki nie zmienisz się! Za każdym razem, kiedy mnie krzywdzisz robię sobie to! - pokazałam jej mój nadgarstek od wewnętrznej strony, a tam blizny.
~ Elisso, ja nie wiedziałam..kochanie proszę Cię. - wybuchła płaczem.
~ Nie wiedziałaś? To chyba jesteś głupia i ślepa! Chciałabym, żeby kiedyś było lepiej, żebyśmy jak normalna rodzina usiedli do stołu, takiego nowego. Zjedli porządny obiad, porozmawiali. Ale tak się nie da, bo ojciec całymi dniami jest w pracy, albo chleje. Ty tak samo..zero jakiegokolwiek zainteresowania. 
~ Ja postaram się zmienić, zobaczysz, zrobię dla Ciebie wszystko. - podeszła by mnie przytulić.
~ Nie dotykaj mnie, nie zmienisz się, wiesz ile razy ja to słyszałam? - powiedziałam pogardliwie i poszłam do swojego pokoju.

Siedziałam tam resztę dnia, do póki nie wrócił ojciec. 

~ Gdzie ta mała gówniara?! - krzyczał na całe mieszkanie podpitym głosem.
~ W swoim pokoju, daj jej spokój. 
~ A to, że uderzyła chłopca ze swojej klasy to nic?! - krzyczał jak opętany. 
~ Jak jej przywaliłeś, to jej dogryzali! - krzyknęła i wyszła z domu.
 
Słyszałam cały czas tą kłótnię, ale lałam na to bo tak było codziennie, nawet o jakieś głupoty. Siedząc w pokoju i słuchając Coldplay to pokoju wszedł ojciec. Podszedł do mnie i zaczął się do mnie dobierać.
~ Puść mnie! - krzyczałam i odpychałam go. Po kilku minutach szarpaniny kopnęłam go z całej siły w krocze i wybiegłam z domu, widziałam tylko jak skulił się i upadł na podłogę. Nie wiedziałam gdzie mam iść, co ze sobą zrobić, po prostu chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Poszłam na ławeczkę na której spotkałam wtedy Luke'a, siedziałam tam przez przynajmniej 3 godziny, aż zauważyłam z oddali zbliżającego się chłopaka. 
~ Cześć! - ucieszył się na mój widok. ~ Co tutaj robisz? - zapytał zaciekawiony.
~ Przyszłam posiedzieć, porozmyślać. - odpowiedziałam.
~ A nad czym, jeśli można wiedzieć? 
~ O moim życiu, o otaczających mnie ludziach. O tym, że życie to dziwka i puszcza się po kątach. - uśmiechnęłam się. Momentalnie na jego buzi pojawił się również uśmiech. 
~ A tak naprawdę, to co się dzieje? Chłopak? Przyjaciółka? Rodzice? 
~ Chłopaka nie mam, przyjaciół też nie, nikt w sumie się do mnie nie odzywa z wyjątkiem Ciebie a o rodzicach nie chcę mówić. - skierowałam głowę w drugą stronę, by nie widział moich łez.
~ Hej, no. Musisz być silna, nie pokazuj słabości, po prostu znajdź siłę w sobie, by zrobić to co zawsze chciałaś. Nie możesz się poddać, pokazać tym wszystkim ludziom, że mają nad Tobą przewagę.
~ Zrobić to co zawsze chciałam? Dobrze, już wiem co. Dziękuję Ci bardzo, za pomoc. - uśmiechnęłam się i przytuliłam go na pożegnanie. Poszłam do domu, pobiegłam do pokoju i zamknęłam się na klucz. Napisałam krótki list i sięgnęłam po żyletkę. Jeszcze chwilę zastanawiałam się nad tym, czy rzeczywiście chcę to zrobić. Przyłożyłam kawałek metalu do ręki i jednym szybkim ruchem na podłodze pojawiła się plama krwi. Rana była ogromna, coraz więcej krwi..aż w końcu zemdlałam, z nadzieją, że to koniec. 

Kiedy Elissa była w pokoju, wiedziałam, że coś się stało. Było za cicho, zero jakiekolwiek znaku życia. Poszłam na górę i pociągnęłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte od wewnątrz. Szarpałam i szarpałam ale nic. Zadzwoniłam na policję a oni w mgnieniu oka przybyli i wyważyli drzwi. To co tam zobaczyłam, to jakiś koszmar. Moja mała córeczka leżała w kałuży krwi, z wielką raną na nadgarstku od wewnętrznej strony. Chwilę potem przyjechała karetka i zabrała ją do szpitala. Policjanci zabrali mojego męża na izbę wytrzeźwień. Na łóżku leżał list, a na nim było napisane *Do mamy* bez większego zastanowienia otworzyłam go. A jego treść brzmiała tak. 
 
Jeśli to czytasz, to znaczy, że zrobiłam to co zawsze chciałam.
Nie wiń się za to...chociaż to też Twoja wina.
Chciałam żyć normalnie, mieć normalną rodzinę, ale tak się nie dało.
Z każdym dniem ze mną było coraz gorzej. Moja psychika siadała z każdym dniem.
A to wszystko, przez ludzi których tak kocham i na których mi zależy.
Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę, że uwolnię sie od tego świata ciągłych kłamstw.
Od bólu który mi towarzyszy każdego dnia, nieustannie dzień w dzień.
Oby to był mój czas, który ja sama sobie wyznaczyłam, nareszcie.
W końcu się odważyłam zrobić to co zawsze chciałam, po prostu jestem z siebie dumna.
Dziękuję, że byłaś, kocham Cię.
 
Kiedy to przeczytałam, to myślałam, że zaraz padnę. Miałam taką ochotę coś rozwalić, czułam taki gniew, że to przez mnie. Modliłam się, żeby lekarze odratowali Elissę. Bym mogła naprawić to, co zniszczyłam.


Tumblr_mh1a1y8aax1s0tacso1_500_large

wtorek, 22 stycznia 2013

Zawsze możesz na mnie liczyć.


Weszłam do domu, koło matki siedział ojciec, widziałam, że jest na mnie zły. 
~ Gdzieś Ty do cholery była?!
~ Mówiłam Ci przecież że jestem na obiedzie - westchnęłam.
~ A nie kazałem Ci od razu wracać? - burknął podchodząc do mnie.
~ To miałam siedzieć cały czas głodna? Weź pomyśl.
~ Nie zapominaj młoda damo, że to ja Cię utrzymuję i należy mi się trochę szacunku. - stanęliśmy twarzą w twarz. 
~ Na prawdę? To gdzie jest jedzenie co? Skoro z Ciebie taki ojczulek to czemu o mnie nie dbasz? - zakpiłam i go wyminęłam, poczułam tylko woń alkoholu i papierosów. 
~ Tyram całymi dniami żeby nas utrzymać! - krzyknął i znowu zmierzył w moją stronę. 
~ A ja się uczę, chodzę na dodatkowe zajęcia, żeby znaleźć jakąś pracę, cokolwiek żeby uwolnić się od tej pijaczki i od Ciebie! - krzyknęłam a on w tym momencie uderzył mnie w twarz. 
~ Elissa, ja przepraszam, nie chciałem. - odpowiedział chwiejąc się w prawą stronę. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. 
~ Nie odzywaj się do mnie - pobiegłam na górę do swojego pokoju. Podeszłam do lustra, miałam rozciętą wargę. Nienawidzę go. - pomyślałam i położyłam się do łóżka. 

~ Co się tam do cholery dzieje?! - krzyknęła Annie. 
~ Nic się nie dzieje, pokłóciłem się z Elissą. 
~ Nie umiesz się nią zająć, nigdy nie umiałeś. - syknęła i wzięła kolejnego łyka jakiejś taniej wódki. 
~ Ja? To Ty całymi dniami chlejesz, opierdalasz się i nic nie robisz, żadnej pracy, kompletne zero. Jak ta dziewczyna ma być normalna skoro ma taką matkę?
~ I Ty to mówisz? Sam popatrz na siebie, może i wróciłeś z pracy, ale założę się że byłeś w barze z tymi swoimi koleżkami. - powiedziała i obróciła się na drugi bok. 

Czasami myślałem, że to może moja wina, że to wszystko się dzieje, ale ona też miała w tym swój udział, nie moja wina, że nie umiem sam wychować tej dziewczyny, nigdy nie umiałem. Chciałbym dla niej jak najlepiej ale nie potrafię. 

Następnego dnia, kiedy wstałam i podeszłam do lustra to ujrzałam wielkie limo pod moim okiem. Przecież nie mogę tak pójść do szkoły, co pomyślą inni? Wzięłam puder ze swojej kosmetyczki i starałam się jakoś zakryć ten fioletowy ślad po przemocy ojca. Starałam się jak najlepiej ale kiedy dotykałam tego to mnie strasznie bolało. Zeszłam na dół a tam doznałam szoku. Na stole stało śniadanie a przy kuchence stała matka. 
~ Co to ma być? - zapytałam podchodząc do stołu.
~ Śniadanie, specjalnie dla Ciebie zrobiłam - uśmiechnęła się i położyła na białym, obdrapanym stole talerz z naleśnikami. 
~ A skąd wzięłaś na to pieniądze? 
~ Od ojca, ale ja dzisiaj znajdę pracę, zobaczysz - usiadła do stołu. ~ Siadaj bo wystygnie. 
Usiadłam do stołu, ale dalej nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. 
~ Co masz pod okiem Elisso? 
~ Nic, przewróciłam się, to nic takiego - zaczęłam grzebać w talerzu. 
~ Nie smakuje Ci skarbie? 
~ Skarbie? Teraz jestem Twoim skarbem?
~ Zawsze byłaś - spuściła głowę w dół.
~ Nawet wtedy kiedy mnie biłaś, jak miałam 8 lat? Wtedy, kiedy leżałaś schlana na kanapie i wymiotowałaś pod siebie, bo nie miałaś sił wstać? Wtedy, kiedy puszczałaś się za kasę i okłamywałaś ojca? I wtedy, kiedy mówiłaś, że żałujesz że nie usunęłaś ciąży ze mną? Wybacz, ale nie chce mi się tego słuchać...- zabrałam torbę i wyszłam. 

Nie mogę uwierzyć, że to powiedziała, najwidoczniej te procenty wyżarły jej mózg. Wyciągnęłam paczkę papierosów i zapaliłam, musiałam się uspokoić. Weszłam do szkoły, była 7.57, znalazłam klasę w której miałam lekcje i poszłam tam. 
~ Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - odpowiedziałam i nie spoglądając na nauczycielkę od matematyki poszłam do ławki.
~ Uuu, ktoś przyłożył Elissie - odezwał się blondyn, nienawidzę tego zadufanego w sobie dupka.
~ Zamkniesz mordę? - odezwałam się spoglądając na niego.
~ Halo! Ale co to za słownictwo? - skomentowała moją wypowiedź Pani Jersey.
~ Ja tylko zadałem pytanie, nie moja wina że leją ją w domu - powiedział i spojrzał na mnie pogardliwym wzrokiem.
W tym momencie nie wytrzymałam i podeszłam do niego, z całej siły uderzając go pięścią w nos. 
~ Oj przepraszam, to tylko trochę krwi na Twojej różowej koszuli, chuju. - burknęłam i wyszłam z klasy trzaskając drzwiami. 
Wyszłam ze szkoły i poszłam zapalić. Usiadłam w parku na ławce i papieros za papierosem zachłannie paliłam. 
~ Przepraszam, masz może fajkę? - powiedział chłopak o brązowych oczach i włosach. 
~ Mam, proszę bardzo - wyciągnęłam paczkę i poczęstowałam chłopaka. 
~ A mogę się do Ciebie przysiąść? - zapytał niepewnie.
~ Siadaj, ognia? - skierowałam ku niemu zapalniczkę.
~ Dziękuję. - wziął ją i odpalił papierosa. 
~ Jestem Luke - podał mi rękę.
~ Ja jestem Elissa - odpowiedziałam tym samym gestem. 
~ Co Ci się stało w oko? - wiedziałam, że o to zapyta.
~ Uderzyłam się, to nic takiego - zakryłam oko grzywką. 
~ A czemu nie jesteś w szkole? - lekko się uśmiechnął. 
~ Mam dzisiaj wolne - skłamałam. Bo przecież nie powiem, że przywaliłam chłopakowi, który naśmiewał się z tego, że biją mnie w domu czego rezultatem, jest moje podbite oko.
~ No to fajnie, a tak swoją drogą to ile masz lat? 
~ 16 a Ty? - zaciągnęłam się i powoli wypuszczając dym robiłam kółeczka. 
~ Ja mam 18, a wiesz, że wyglądasz na więcej? 
~ Serio? Mam nadzieję, że to był komplement - uśmiechnęłam się. 
~ Tak, a kolejnym będzie to, że nawet z podbitym okiem jesteś śliczna. 
~ Dziękuję, jesteś bardzo miły - pewnie było widać, że się zaczerwieniłam. ~ Wybacz, ale muszę już iść. Mam nadzieję do zobaczenia - podałam mu rękę, włożyłam słuchawki w uszy i poszłam w stronę mostu. 
Kiedy doszłam na miejsce, usiadłam na pierwszym lepszym kamieniu i zastanawiałam się, czy nauczycielka już dzwoniła do mojej matki i czy już leży zalana w trupa. 

Wróciłam ze sklepu, kupiłam sobie wódkę..wiem że miałam znaleźć pracę i się zmienić, ale ja tak nie potrafię, to jest silniejsze ode mnie. Kiedy miałam wziąć pierwszego łyka zadzwonił telefon. 
~ Witam, czy Pani córka jest w domu? ~ Nie, powinna być w szkole.
~ Ale jej nie ma, przyszła na 8 ale była mała sprzeczka pomiędzy nią a jej klasowym kolegą i wyszła. 
~ Jaka sprzeczka? 
~ Chłopak wyśmiewał się, że biją Elissę w domu, ona się zdenerwowała i uderzyła chłopaka, tak że poszła mu krew z nosa. 
~ Co Pani mówi?! A gdzie jest Elissa?
~ Myślałam, że wróciła do domu, w szkole jej nie ma. - burknęła wychowawczyni  Elissy.
~ Ja ją znajdę, dziękuję za telefon - rozłączyłam się. 
Odstawiłam butelkę i wybiegłam z domu w poszukiwani mojej córki. 

W sumie, to mogłabym się czegoś napić - powiedziałam sama do siebie. Poszłam do pierwszego lepszego sklepiku osiedlowego i poprosiłam najtańszą wódkę jaką mieli. Kobieta lekko się zawahała ale w końcu sprzedała mi. Wzięłam pierwszego, drugiego, trzeciego łyka. Kiedy zobaczyłam, że już niczego nie ma, ledwo na nogach wróciłam do domu. Moja matka tam siedziała, tak jakby na mnie czekała. 
~ Gdzieś Ty była?! - krzyknęła.
~ W dupie - burknęłam prawie się przewracając.
~ Jak Ty wyglądasz? Coś Ty z sobą zrobiła?
~ To co robisz Ty każdego dnia, popatrz sobie, już wiesz jak wyglądasz w moich oczach...żałośnie. - syknęłam i zwymiotowałam na podłogę. 
~ Marsz na górę młoda damo! - odkrzyknęła i zalała się łzami.
~ Prawda boli? Heh, cóż za ironia...przeszkadza Ci to jak wyglądam, ale kiedy Ty jesteś schlana to jest dobrze? Że nie mogę tutaj nikogo zaprosić, bo się wstydzę Ciebie? Tego, że łażę z podbitym okiem i to nie przez wypadek, ale przez ojca który zeszłego wieczoru mi przywalił? Ale Ciebie nie było, bo spałaś zalana w cztery dupy. A nie, Ciebie nigdy nie ma...



Tumblr_maqsuv8l3u1rdcywco1_500_large
Prologue. 

Wróciłam do domu, było około 16.30. Weszłam do salonu i jak zwykle, matka zalana w trupa leżała na sofie i coś mamrotała. Nie zwróciłam na to uwagi, nic nowego. - pomyślałam. Czekałam tylko na ojca, który wróci z pracy, zastanawiałam się, w jakim będzie stanie. Jestem niewysoką brunetką o zielonych oczach. Mieszkam z rodzicami, Annie i Louisem Kingsway. Mam 16 lat i chodzę do liceum, mam na imię Elissa. W moim domu się nie przelewa, ale nie narzekam na to, nie potrzebne mi te wszystkie luksusowe rzeczy. Ale czasem chciałabym, chciałabym zastać matkę w normalnym stanie a  nie wczorajszą i jeszcze doprawioną dzisiaj. Mam starszą siostrę, Allyson, która nie bardzo się mną interesuje, ale to pewnie dla tego, że już ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa. Obiecałam sobie, że i ja kiedyś będę, że znajdę swoją jedyną i prawdziwą miłość, że będę miała przyjaciół. Weszłam do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia, ale jak zwykle nie było niczego w lodówce, bez chwili namysłu poszłam do swojego pokoju, wzięłam oszczędności. Zabrałam swoje rzeczy, powiedziałam matce że wychodzę, ale wątpię żeby mnie usłyszała. Poszłam do najbliższej pizzerii i zamówiłam jedzenie. W tym momencie zadzwonił ojciec. *Gdzie Ty do cholery jesteś?!* *Na obiedzie, w domu niczego nie było* *Natychmiast wracaj do domu!* rozłączył się a ja przez parę sekund rozmowy wiedziałam w jakim jest stanie. Pomyślałam tylko - pierdol się. Tak, jestem chamska i szczera do bólu, ale nie przeszkadza mi to. Po prostu walczę o swoje i dążę do celu.